Świat Mirona Białoszewskiego. Proza stojąca, proza lecąca
Każdy, kogo urzekła niezwykła forma „Pamiętnika z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego, z przyjemnością sięgnie po wydaną niedawno „Prozę stojącą, prozę lecącą”. Ten wyjątkowy zbiór różnych zapisków, małych form i fragmentów ma podobny urok gawędy, gadaniny do znajomych, opowiadania skierowanego do ludzi, którzy wszystkich znają i w lot zrozumieją, o co chodzi mówiącemu.
Dzięki tej oryginalnej książce poznać można m.in. dalsze losy bohaterów „Pamiętnika…” , wiele zabawnych parafraz znanych utworów literackich, a także życie codzienne, prywatne samego autora – aż do najdrobniejszych intymnych szczegółów.
„Proza…” obejmuje okres kilkudziesięciu lat: od zanikających nieco wspomnień z lat jeszcze przedwojennych, poprzez pamiętane świadomie lata wojennej i tużpowojennej tułaczki aż do końca lat siedemdziesiątych XX wieku. Nie są to bynajmniej kronikarskie zapisy chronologiczne: obok siebie pojawiają się teksty z bardzo różnych dekad, ale dzięki takiemu układowi bohater jawi się w sposób jeszcze pełniejszy, wielowymiarowy.
Jest tu „proza stojąca” – dłuższe epickie opisy, narracja tocząca się w miarę potoczyście z pozycji obserwatora i jest „proza lecąca”, znana już chociażby z „Pamiętnika z powstania warszawskiego” – pędzące krótkie zdania, równoważniki zdań i pojedyncze słowa rozsypywane jak dźwięczące koraliki:
„że znów pociągiem – podobnym – w kolorach – te drzwi – czasopismowe – że jedziemy. Chyba z Le. na jakieś wczasy, on pensjonat, hotel wynajął ekskluzywny”.
Bohater toczy dyskusje z licznymi rozmówcami, a ich zapisy przypominają odczyt z magnetofonu; rzadko trafiają się tu pełne, do końca wypowiadane zdania. A mimo to, a może właśnie dlatego, postać Białoszewskiego rysuje się niezwykle wyraźnie: czytelnik wie, co pisarz sądzi o znajomych, o artystach, o otaczającej go peerelowskiej rzeczywistości. Jest bardzo polski w odkrywaniu zagranicy – do rangi wielkiego wojażu urasta jego trzytygodniowy pobyt w Budapeszcie.
Bo poza wszystkim „Proza stojąca, proza lecąca” to książka o tamtych czasach, o rozterkach i wyborach, o trudnościach w zaopatrzeniu, o przaśnych mieszkaniach czasami przypominających brudne nory ( pokój na Poznańskiej). A drugim – po Mironie - bohaterem utworu jest niewątpliwie Warszawa. I tak jak „Pamiętnik…” można czytać z planem Warszawy i w ten sposób śledzić trasy pokonywane przez Mirona i Swena, tak i tu wymieniane są konkretne warszawskie miejsca – nie tylko nazwy ulic, ale także nazwy lokali, kawiarni, domów towarowych, kin. Nie ma już tamtej Warszawy – książka uświadamia, jak bardzo wszystko zmieniło w ciągu ostatnich czterdziestu lat.
I wreszcie – jest to rzecz o sztuce. Obrazy ( nie tylko malowane przez Le.) zachwycają poetę i poświęca im wiele uwagi, a tym samym opisów. Muzyka jest w jego życiu obecna stale. Fragment „ O Mozarcie” jest udaną transkrypcją muzyki na język poetyckiej prozy:
„w żądła – w zakręt, zakreślił, pobiegł prosto w to, co mu pisane, na pomosty i mostki między uliczkami, na cichnienie czy wrzawy; albo pusta chwila, nikogo…”
Wielkie podziękowanie należy się Mariannie Sokołowskiej, która wszystkie te rozproszone i niepublikowane teksty wielkiego pisarza lingwisty zebrała, ułożyła i przygotowała do druku.
12. tom „Utworów zebranych” M. Białoszewskiego to książka, od której oderwać się nie sposób.
Cytaty z: Miron Białoszewski „Proza stojąca, proza lecąca. Teksty rozproszone i niepublikowane”. Państwowy Instytut Wydawniczy , Warszawa 2015.
2016-03-17