Opieka paliatywna. Umieranie to problem
Człowiekowi coraz trudniej pogodzić się z faktem, że jest śmiertelny. Na ogół nie rozmawiamy bez emocji o śmierci, jako nieuchronnym zdarzeniu kończącym nasze istnienie pośród żywych. Czy cena zmowy milczenia wokół śmierci nie jest zbyt wysoka? Dlaczego brak publicznej dyskusji o tragicznej sytuacji medycyny paliatywnej w Polsce?
Współczesny człowiek ginie w wypadku lub nagle umiera. Oddany na pastwę współczesnej medycyny umiera jednak bardzo powoli. Przechodzi wiele operacji, bezustannie konsultuje swój stan zdrowia ze specjalistami medycznymi i poddaje się licznym badaniom i diagnozom. Często zażywa leki, które mogą wywoływać niepożądane objawy. Czy warto?
Coraz częściej śmierć następuje po miesiącach lub latach bezustannej walki z różnymi, niebezpiecznymi dla zdrowia schorzeniami. Osłabiony organizm ulega kolejnym infekcjom i zaburzeniom, wyzwala ból i cierpienie. Kto jednak walczy o życie? Pacjent, czy system służby zdrowia, który operuje statystykami, według których cały czas wydłuża się średni czas ludzkiego życia.
Część pacjentów paliatywnych nie chce wydłużać swojego życia, ale nie znajduje to uznania w oczach ich rodziny, a na pewno chęć zakończenia cierpienia jest niezgodna z rolą, jaką pełni w ich wegetacji współczesna medycyna.
Śmierci unika się nawet w stosowanych nazwach. Obcesowe określenie umieralnia lepiej brzmi pod nazwą opieka paliatywna. Opieka paliatywna w swoim założeniu ma być wykonywana przez wykwalifikowany, wielodyscyplinarny zespół specjalistów. W teorii pracownicy opieki paliatywnej powinni mieć doświadczenie medyczne oraz pozamedyczne, niosące pacjentowi wsparcie.
Kryzys służby zdrowia w Polsce powoduje, że w wyniku niedofinansowania i złej organizacji umierają dzieci, nic więc dziwnego, że osoby umierają nie zawsze mogą liczyć na godną śmierć. W opiece paliatywnej podkreślana jest kluczowa rola pielęgniarki, towarzyszącej umierającemu. Zawód pielęgniarki w Polsce został systemowo sprowadzony do roli podrzędnego, nic nie znaczącego narzędzia. Niskie wynagrodzenie, potężne obłożenie obowiązkami i czasem pracy oraz brak szacunku – to konsekwencje, jakie ponosi pielęgniarka uczestnicząca w koszmarnym programie publicznej służby zdrowia. Czy może więc stanowić ona wsparcie dla osoby umierającej? Okazuje się jednak, że można znaleźć wspaniałe przykłady działających oddziałów opieki paliatywnej w Polsce. Gdzie lekarz jest superwizorem, a chorzy otoczeni są wsparciem psychologów, wolontariuszy, czy osób duchownych. Jednak takich miejsc jest coraz mniej.
Służba zdrowia odwraca się od osób umierających, bo nie ma na to pieniędzy. W całej Polsce sukcesywnie zmniejsza się liczba oddziałów medycyny paliatywnej, chociaż ludzi nie umiera mniej, niż przed laty. Niebawem, jeden z dwóch oddziałów medycyny paliatywnej w Krakowie zostanie zamknięty. Taką decyzję podjął niedofinansowany Wojskowy Szpital Kliniczny w Krakowie, a o swojej decyzji dyrekcja placówki już oficjalnie poinformowała małopolski Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ). Oznacza to, ze jeszcze mniej osób w Małopolsce będzie mogło umierać godnie.
Czy Małopolska jest wyjątkiem? Najwyższa Izba Kontroli (NIK) stwierdziła niedawno, że prawie połowa pacjentów w stanie terminalnym na Dolnym Śląsku nie ma szans na opiekę paliatywną, a są to setki oczekujących. Ludzi, którzy nie mogą już żyć, ale nikt nie jest w stanie otoczyć ich opieką w ostatnich dniach. NIK zaleca Marszałkowi Województwa Dolnośląskiego skuteczniejsze i efektywniejsze działania w zakresie opieki paliatywnej. Czy coś to zmieni? Martwi nie rozliczą polityków z ich pracy na samorządowych stanowiskach.
Społeczeństwo zapomina o roli umierania, o znaczeniu śmierci dla ludzi, których życie się kończy. Zmiany są konieczne, jednak niewykonalne w obliczu dramatycznej sytuacji służby zdrowia na wielu innych płaszczyznach.
2015-07-08